fot. arch. Joanny Słodyczki
projekt: Marcin Szyndrowski
„Pójdę swoim brzegiem” - deklaruje Joanna Słodyczka w tytule swojego najnowszego tomu i nie ma w tym ani grama poetyckiej pozy. To raczej ciche, ale mocne wyznanie - wypowiedziane gdzieś pomiędzy czułością a wycofaniem, między zmysłową obecnością a melancholijnym oddaleniem. „Chodzić swoim brzegiem” to tom poezji dojrzałej, krystalicznie osobistej, a zarazem na tyle otwartej, by pozwolić czytelnikowi poczuć się zaproszonym do współodczuwania.
Tytułowy brzeg jest tu granicą i schronieniem. Symboliczną linią podziału między „ja” a „światem”, między tym, co dostępne w dotyku, a tym, co rozmyte w ekranie, w pragnieniu, w echu. To brzeg istnienia, którego poetka nie tyle się trzyma, co uczyniła go swoim szlakiem - miejscem, w którym nie trzeba już wybierać między życiem a słowem, bo obydwa splatają się w jedno. Poezja Słodyczki dojrzewa bez patosu, jakby chłonęła wilgoć z kamieni, chłód z porannej mgły - „stygnie dłoń poetki z wiekiem”, pisze, i to jedno zdanie mogłoby być metaforą całego tomu.
Mamy tu do czynienia z liryką intymną, ale nie narcystyczną. Poetka mówi o sobie tylko o tyle, o ile jest to konieczne, by powiedzieć coś o nas wszystkich – o naszych relacjach, które są jednocześnie punktem styku i zderzenia, ukojeniem i pustką. Poezja „Chodzić swoim brzegiem” pulsuje w rytmie spotkań - tych realnych, codziennych, niekiedy bolesnych, i tych wirtualnych, zmediatyzowanych, które pozostawiają po sobie jedynie cyfrowy ślad lub chwilowe ciepło na łączach. „Ciepło-zimno na łączach” – pisze Słodyczka i nie trzeba już żadnego komentarza: oto współczesna wersja tęsknoty.
Nie sposób nie wspomnieć o obecności natury, która w tym tomie nie jest tłem ani dekoracją, ale żywym uczestnikiem doświadczenia. Wiersze Słodyczki nasłuchują - szelestu liścia, stukotu deszczu, drżenia powietrza. To świat, który mówi szeptem, ale mówi dobitnie. Poetka nie przeciwstawia natury cywilizacji - raczej próbuje ją wciągnąć w rozmowę, ocalić od zapomnienia. Mimo że zawierszowiło się powietrze, to wciąż można w nim znaleźć ukojenie. Poezja staje się drogą - nie ucieczką, lecz formą uczestnictwa w istnieniu, które boli, ale też obdarza.
Tom „Chodzić swoim brzegiem” to również przestrzeń dla ciszy - tej, która nie jest pustką, lecz gestem milczenia znaczącego więcej niż tysiąc słów. Słodyczka wie, jak operować pauzą, niedopowiedzeniem, śladem. Jej poezja jest jak woda - nie zatrzymuje się, nie osądza, płynie. A jej brzegi? Nie są granicą, lecz miejscem spotkania - z drugim człowiekiem, z samą sobą, z nieoczywistością.
Joanna Słodyczka konsekwentnie idzie swoją drogą, której nie trzeba wytyczać – wystarczy ją odkrywać z każdym kolejnym wierszem. I jeśli rzeczywiście - jak pisze - „zawierszowiło się powietrze”, to warto oddychać właśnie tym powietrzem: oczyszczonym z hałasu, pełnym sensów ukrytych pod warstwą zmysłów.
Marcin Szyndrowski
Joanna Słodyczka, Chodzić swoim brzegiem, Wydawnictwo Autorskie Andrzej Dębkowski, Zelów 2024, ISBN: 978-83-969678-0-0
Dodaj komentarz
Komentarze