Poezja nie jest dla mięczaków.
To nie są wersy do głaskania po duszy,
to nie są szeleszczące zasłony metafor.
W tym ogrodzie słów wszelakich,
gdzie myśl często zastępuje ślepa idea,
tłum goni, a ślina wyprzedza sens.
Nie ma tu miejsca na liryczne duperele.
Nie ma miejsca na pocałunki w światłach neonów.
Poezja czasu próby zdycha na chodniku.
Tematy leżą na ulicy i rozkładają tkankę słowa
jak martwe zwierzę.
Brak uczucia, intuicji —
tylko bylejaki pęd,
hałaśliwy jazgot,
paszcze spluwające klonami zdań
jak odpadki po przeterminowanym żarciu.
Niby znam ten język,
a słowa cofają się
jak po hauście ciepłej wódki,
wypadają jak świąteczna sałatka,
bryzgają wokół jak ptasie odchody.
Pozostają ślady po urojeniach tych,
którzy chcieli być poetami,
a zostali tylko głosem w spamie.
Spluwam na grzbiet tomiku,
co pachnie redaktorem z grantem
i marzeniem o debiucie.
Poezja?
To dziś haiku dla korpo,
gdzie metafora siedzi cicho
jak pies po burzy.
Tu nie ma już rymów — są targety.
Nie ma bólu — jest algorytm w wersie,
co liczy lajki.
A poeta?
Szuka zbawienia w influencerce,
przytula się do marnych strof
jak do puszki po piwie.
W kraju, gdzie Mickiewicz powiesiłby się
na kablu od ładowarki,
słowo zdechło między newsfeedem a reklamą
na suplement dla duszy.
Nie wierzę wam, białe pióra
co piszecie wiersze o deszczu,
gdy wszędzie tylko beton.
Gdzie jest gniew, co tnie język do kości?
Gdzie jest słowo, co boli?
Zamiast krwi — tusz.
Zamiast krzyku — blur.
Niech to się wreszcie rozsypie
jak tomik po upadku z drugiego obiegu.
Niech przyjdzie chłód,
który zatrzęsie kartką jak spluwą.
Bo tylko cisza ocala,
gdy wszyscy krzyczą.
Marcin Szyndrowski
Grafika: Marcin Szyndrowski/AI, Mickiewicz inspirowany Beksińskim
Dodaj komentarz
Komentarze