DRGAJĄCA W LUSTRZE ŚWIATŁA POEZJA SŁAWOMIRA BEDNARKA

Opublikowano w 4 listopada 2025 16:09

Sławomir Bednarek

Czy poezja może być chwilą zapisaną w słowach? Pod pewnymi warunkami z pewnością tak. Po pierwsze, winna to być chwila ulotna, która pomieści całość sytuacji często wypełnionej innymi słowami lub obrazami, które spoczywają gdzieś na paraleli oczu i jaźni. Po drugie, winna być autentyczna. Zapisana przez kogoś, kto dokładnie wie, jak powinna wyglądać w odbiorze czytelnika, który chłonąć będzie tylko zapisaną treść. Po trzecie, w końcu, wiersz powinien chwytać za serce i móc wnikać w codzienność odbiorcy. Nieść mu to, do czego słowo stworzone zostało. Nieoczywistość, często w zwykłych, międzyludzkich relacjach.

Sławomir Bednarek (ur. 1955), jak sam o sobie mówi, to wyborny polonista i anglista. Człowiek, który nie urodził się wczoraj i z niejednego pieca jadł chleb. Do tego szachista i tenisista ziemny. Autor wielu przedstawień, które zauważano na przeglądach w kraju. Spektakle były przygotowywane z młodzieżą szkolną. Uczył w szkole w Kobylinie. Autor tekstów GKL, czyli Gimnazjalnego Kabaretu Lokalnego. Okazjonalnie - publicysta. Działacz związkowy NSZZ „Solidarność”. Miłośnik muzyki klasycznej, literatury, szczególnie poezji, którą najlepiej czytać w oryginale. Wędrowiec, traper, którego uczyła Warta - ukryta w poezji Rio Pecos. Od ponad czterdziestu lat mieszka w podkobylińskich Smolicach.

Poezja Bednarka jest dość obszerna. Tomików poezji bowiem, nasz autor, wydał w życiu już całkiem sporo. Wymieńmy je: „Z moich ścieżek” (2007), „Moje miejsce” (2007), „Kiedy przypłynie statek” (2008), „Od nastrojów po projekt” (IV - XIV) i w kolejności: „Nastrój mnie”, „Pisane na środku drogi”, „Zapach dymu”, „Czuwaj nad słowem”, „Jak dotyk”, „Mówię”, „Remedium”, „Nad Porębą”, „Spojrzenia”, „Pod gwiazdą”, „Projekt” (2022). Każdy jest swego rodzaju odniesieniem do głównych tytułów nadawanych przez poetę. Blisko ma Bednarek do egzystencjalnych rozterek charakterystycznych dla każdego. Niezależnie od wieku trafia prostym słowem, z ciekawą epitetyzacją i przystępną metaforyką, w tony życiowe i powoduje, że wiersze proszą się o ponowne przeczytanie. To oczywiście sztuka sama w sobie. Rzadko się bowiem zdarza by współczesny wiersz pozostawał z czytelnikiem na dłużej. Ciekawym przykładem jest wiersz pt. „Nastrój mnie” z tomiku o tym samym tytule.

Nastrój mnie

Nastrój mnie jak gitarę,
W której się wszystkie struny wymienia.
Wieczorem? doskonale,
Wieczór - najlepsza pora strojenia.

Struna E, ta najniższa,
Niech będzie ciemna jak lasy bukowe,
Jak las Dantego, bas wilka,
Ciemność nocy czarownej.

Struna A jak aaa…
Kiedy się dziecku kołysankę śpiewa,
Niech będzie promienna i czysta,
I pełna jak pełnia.

Struna D, wiolinów bliższa,
Trzyma się basów, choć z nich najchudsza,
Niech tętni jak serce,
Szumi jak puszcza.

Struna G, ulubiona struna Beethovena,
Niech i dla mnie śpiewa,
Niech brzmi jak muzyka
Błękitno-chmurnego polskiego nieba.

Struna H niech będzie smutna
Jak smutny akord,
Jak smutna nuta
W kujawiaku.

E1 niech me odczucia wznosi
Wyżej, o dwie oktawy,
Niech prowadzi melodię jak wiersze
Recytuje aktor wytrawny.

Nie jestem Kochanowskim Janem,
Lecz z wiosną wiosnę chcę śpiewać,
Więc nastrój mnie jak gitarę, Panie,
I przebacz.

Bednarek zdaje sobie sprawę z tego, że posiada literacki talent. Z pewnością pomaga mu w tym wykształcenie i znajomość utartych toposów i archetypów. Nawet jeśli zahacza o znane obrazy próbuje pisać szczerze i dosadnie. W tym staje się wiarygodny dla odbiorcy, który nie widzi tylko epigona wielkich twórców – znaczących coś dla poety, ale przede wszystkim człowieka, który w swojej poezji nie udaje nikogo na siłę. Wręcz przeciwnie, można rzec, że Bednarek korzysta z wzorców, które - utrwalane przez niego - pozwalają na nowo odkrywać magię poezji.

Spotkanie z panią Weną

Życie to dramat, a świat jest sceną,
Zgoda Will, wszyscyśmy na niej aktorami,
Więc chciałbym się spotkać z panią Weną,
Dyskretnie, za kulisami.

A może w malutkiej kawiarence,
Niech mi podpowie,
Jak ująć czytelnika za serce ,
Czytelnik - to wszakże człowiek.

Albo u mnie… przy Mozarcie,
Drgających w lustrach światłach,
Porozmawiamy o poezji jak o hazardzie,
O poezji - oku świata.

Albo nie, pod gołym niebem,
Zalśnij jak boskie Buenos,
Bez ciebie pisanie daremne,
Ukaż się Weno jak Wenus.

Zapis chwili w poezji Bednarka jest jego literackim „ja”, którego nie ukrywa. Dość często poeta odkrywa przed nami karty autobiograficzne. Przez to staje się bardziej ludzki i bardziej przystępny. Nawet kiedy posługuje się literacką terminologią nie wadzi to w bezpośrednim odbiorze. Motyw tułaczki i życia jest w poezji Bednarka wszechobecny. Łatwo tutaj zboczyć w różne strony. Tropów bowiem pozostawia w poezji poeta całkiem sporo. Z tomiku pt. „Pisane na środku drogi” utkwił mi wiersz pt. "Nie trzeba mi być wielkim poetą".

Nie trzeba mi być wielkim poetą,
Kamieniem milowym,
Walczyć na eseje, martwić się o credo,
Studiować szkoły.

Mam wolny dostęp do swego serca,
Gdzie nieustannie wrze,
W wędzidła definicji poezji się nie okiełzna-
Czy to źle?

Wystarczą mi chwile lewitacji
Nad światem pooranym bruzdami,
Niech guru dowodzą swych racji,
Szarpią się jak brytany.

Lubię na rzeczy patrzeć
Zupełnie jakbym ich nie znał
I wtedy cichaczem
Podbiega do mnie poezja.

Zobaczyć ogrom łąk,
Zmierzwione grzywy traw
I już w powietrzu pachnie poezją,
A recenzentów niech diabeł porwie lub wiatr.

Nie tonę więc w norwidowych smutkach,
Nieraz bowiem morze wielkie
Na brzeg swój po burzy wyrzuca
Małą muszelkę.

Relacje międzyludzkie wytarte w czasie i pełne emocjonalności to ciekawy przykład liryki chwili proponowanej przez Bednarka. W takich formach wiersze wyraźnie wzbogacane są o metaforykę. Bez obaw jednak, prezentowane toposy m.in. miłości, przywiązania czy współistnienia są czytelne i czyste w wartości, jakie za tym podążają. Ciekawymi przykładami są wybrane przeze mnie dwa wiersze z tomiku pt. „Zapach dymu”.

Widzę cię w walcu II

Widzę cię w walcu,
Słyszę sukni szelest,
Czuję krople potu, co w tańcu
Spływają jak sznur wilgotnych pereł.

Piersi nabrały wiatru,
Wypływasz na morze pragnień,
Delikatnie, w rytm taktów
Chwytasz wiatr w żagle.

I wirujesz na wodach uniesień,
I wciągasz jak wir,
Świecznik patrzy na ciebie z uśmiechem,
Lustra tańczą jak ty.

Włosy się kręcą i wstążki,
I obraca się ciało tak lekko,
I kołysze się sala jak okręt,
Bal się skończy nieprędko.

Jesteś tak oddalona,
Czy myślisz o mnie tańcząc?
Noc taka nieprzytomna,
Świt wstanie jak puste miasto.

Pobawię się kostką, życie to gra,
Wyrzucę 19 – nie, a tak - to 7,
Zatańczysz ze mną nieraz,
Jeszcze nie raz jeden.

Poznałem ludzi

Uda coraz cieńsze,
Nie spotkałem się ze złotą rybką,
Upiekły mi się wiersze,
Prawdziwych ludzi poznałem, kilku.

Bać się nie ma czego,
Choć w piekle nielekko,
Przyzwyczaiłem się na ziemi,
Poznałem ludzi, przyjrzałem się bestiom.

Fascynacja literaturą i filozofią jest widoczna w poezji Bednarka aż nadto. Poeta dość sprawnie porusza się w tych obszarach dając czytelnikowi więcej niż zwykłe poetyckie wyznania czy opowieści. Bednarek dba o słowo zapisywane w najdrobniejszych szczegółach. Stara się tworzyć swoje liryczne strofy z zachowaniem nieco klasycznej formy, którą co jakiś czas łamie nieoczywistością. Dodatkowo rozszerza spectrum swoich zainteresowań i proponuje nieco eschatologii w poszukiwaniach własnego literackiego „ja”. W tomiku „Czuwaj nad słowem” takich wierszy jest całkiem sporo.

Śmierć filozofa

Zmarł filozof,
Zostaną myśli, dzieła, cytaty,
Nad grobem powiedzą, o ironio:
„Jest z nami , choć odszedł w zaświaty”.

Z bólu się rodzi poezja,
Z bólu się rodzi filozofia:
„Jeśli żył, to zmarł,
Dobry był chłop, szkoda chłopa”.

Widocznie Bóg Go potrzebował
I wydał wyrok boski:
„Niech mi wolno będzie z Panem pofilozofować,
Profesorze Kołakowski”.

A nam pozostanie dylemat,
Choć rzecz pozornie prosta:
Czy jeśli odszedł, to Go nie ma,
Czy choć Go nie ma, to pozostał?

Dalej popłyną nurty, byty,
Ciągle wyłaniać się będą pytania,
Tak szczerze, czy Ty
Miałeś kiedykolwiek dość filozofowania?

Dałeś mini-wykład Śmierci?
Powiesz Bogu o maxi-sprawach?
Jak Ci się odwdzięczyć? Tylko płomieniem świecy?
Przecież spalałeś się dla nas.

Nie byłoby prawdziwej poezji bez wglądu w rzeczywistość, która nie zawsze przecież jest kolorowa. Bednarek zdaje sobie z tego sprawę i uwidacznia też często swoje niepokoje i rozczarowanie. Ten ton wierszy wprowadza nutę dekadencji we współczesnym świecie. Poeta jednak bardzo umiejętnie wprowadzając odbiorcę w ten stan daje mu też odrobinę poczucia, że jednak będzie lepiej. Stoicko-epikurejskie dywagacje mieszają się zatem z lirycznym franciszkanizmem powodując, że nawet smutne poezje nabierają kształtów nieoczywistych i mogą zatrzymać się na dłużej w pamięci odbiorcy. Sporo takich wierszy znajdziemy m.in. w tomikach: „Jak dotyk”, „Remedium” czy „Nad Porębą”.

(Nie)ludzkie drogi

Pójdę na spacer ludzkimi drogami,
Pod górę bólu na szczyt samotności,
By zejść krętymi ścieżkami
Na barwną równinę łagodności.

Trochę wytchnienia zawsze się przyda,
Gdy sprawy jasne, proste jak stół
I jakaś myśl nośna Norwida,
Że jest poezja, dobro i Bóg.

Potem zwykłą rzeczy koleją,
Bo kolej to przecież dobra rzecz,
Przejadę się koleją z nadzieją,
Że warto po prostu chcieć.

Gdzieś na Żuławach osiągnę depresję,
Depresja to też potrzebny stan,
By przy ognisku urządzić fiestę
Z nocą i z ogniem sam na sam.

Później zrozumiem, w okolicach Pucka,
Czasem olśnienie się w człowieku rodzi,
Że każda droga może być ludzka,
Lecz są też nieludzkie drogi.

Nieraz nimi szliśmy bez zmrużenia powiek
Jak opętane mrówki, zabójcza szarańcza
I człowiekowi los zgotował człowiek,
Bo już mu człowiek nie wystarczał.

Jestem człowiekiem, podobno to brzmi dumnie,
Lecz wszystko, co ludzkie może być nieludzkie,
Bo przecież drogi są zawsze trudne,
Więc szukam w sobie drogi ludzkiej.

Ech, ty nietoperzu, ty zwykły gacku,
Omijasz przeszkody, nie uderzasz o ścianę,
A ja wciąż szukam, wciąż po omacku
Swej drogi ludzkiej, jedynej, zaniedbanej.

Remedium

Za oknem znów szaro,
Dziś nigdzie nie wyjdę,
Kawą z cukrem oddalam troski,
A śmiechu salwą oddaję salut –
Sprawom niebanalnym, sprawom polskim.

Orban przewalutował,
Replikował Zeman,
Merkel ze Szwajcarią handel wzorowy,
U nas hańba za hańbą,
Za ściemą – ściema,
Nie przynoszą radości znalezione podkowy.

Na facebooku dramaty,
Najważniejsze, bo osobiste,
Jakieś pozytywne focie,
Świeć, Panie Boże, prosto na Wisłę,
Byśmy nie czuli się jak w strasznej grocie.

Stać nas na odprawy, przeloty, diety,
Tu skok cywilizacyjny zapewniony
I tak się ciągną polskie sprawy, niestety,
Zawsze za późno, nie w tempo, bez głowy.

Jakoś to będzie – takie remedium -
Z pokolenia na pokolenie, bezmyślne, uparte,
A w wielkich sejfach pękają ze śmiechu,
Zmienne jak kobieta, franki szwajcarskie.

Na czysto

Wczoraj
Jak dawno było wczoraj?
Może tylko wczoraj
Albo bardzo dawno
Kartka zabazgrana na brudno
Fragment
Zmięty zaciśnięty w dłoni
Kończy w koszu

Nagle
Powracasz szukasz pomiędzy odpadkami
Tego co zostało wyrzucone

Jest
Teraz kartkę wygładzoną
Chcesz przepisać na czysto
Ozdobnymi literami
Jak kamieniarz
Dłuto szuka rytmu
Stuk stuk stuk
Wbija się w słuch
Trzask trzask szczęk szczęk
Wbija się w zmierzch.

Bednarek w poezji chwili dostrzega wiele. Jego spojrzenie na rzeczywistość i to co z nią związane – od ludzkich sytuacji i zdarzeń, po wypowiadane wszędobylsko słowa – powoduje, że odbiorca może zatopić się w świecie, który doskonale zna. Emocje poety stają się bowiem emocjami czytającego, który może łatwo utożsamić się z poetą. Takich słów nie brakuje z pewnością w tomikach: „Spojrzenia”, „Pod Gwiazdą” czy „Projekt”.

Godzina myśli

Deszcz senny pada,
Przytulony do rynny jawnogrzeszy,
Rynna rytmem odpowiada,
Myśl płynie jak fala
Przez kresy.

Wolno – miarowo – co chwilę –
Z blaskiem w oku
Odrywa się kropla i niknie
W przepastnej głębi
Mroku.

Godzina myśli i ty tę godzinę
Wypełniasz jak pokój,
Godzina minie, moje ciało minie,
Popłynie dalej
Jak słomka w rynsztoku.

Bajka liryka
(marzycielom i filozofom)

Przyjdzie wiosna, mój stary,
Rower już przygotowany
Na wyprawy dalekie
W miejsca nieznane nikomu,
Na powroty wieczorne
Do domu.

Przyjdzie wiosna, aniele,
Wrócą gromadnie ptaki
I tu pejzaż się ściele,
Ot, choćby taki:
Łąki soczyste, szerokie, zielone,
Strumień i wierzb kształty lekkie,
A tu oczy zdziwione,
Nic dziwnego - jedziemy trawersem.

I tęsknota pod chmury,
I tęsknota do niczego,
A to już pachnie Leśmianem,
A to, panie, panie kolego….

Coś się urwało, zawiesiło,
Zupełnie jak w kompie,
Istotne , ważne - to miło-
By nie siadać przy pompie.

Bo nie ujdzie na sucho,
Co inaczej ujść by mogło,
Nie przyglądać się dziewuchom,
Choć to nie podłość.

No i przestrzeń łykać
Jak lekarstwo z apteki,
Czyli trzy razy dziennie łyżka
( stołowa!) przestrzeni.

W dal wionąć niezbadaną,
W dal wionąć niedbale,
Cóż innego pozostało –
Chyba tylko krasnale.

Dawne skrypty i bajki,
Koszałki – opałki,
A to bajka liryka -
Sezam jak z bajki.
I cel mój cały
W tym się właśnie zawiera,
Moje ślady to udziały,
Brylant u jubilera.

Rozmarzyłem się troszkę
Jak kot przy piecu,
Bądź tu, chłopie, filozofem –
W takim wieku!

A tu nagle spadł śnieg,
Cieszmy się bielą zimy,
Szczęśliwy sań bieg,
Szczęśliwy zbieg chwili.

(Projekt)

Kupiłem: „ Ja – niedokończony projekt”,
Wyspiański, wiersze, niewiele tego,
O pracowni , którą miał ojciec,
O tajemnicach Lasu Rymanowskiego.

O teatrze, wielkim jak niebo,
Jak zadanie, widzenie,
O Krakowie, co boli,
A ból koją kamienie.

O rzeczy ostatniej, co przyjdzie,
Najlepiej w wichrze i deszczu,
Co rzeką jeszcze płynie,
Co odpłynęło? W wieczność.

A spokój – skąd go wziąć,
Gdy kipi, wrze podskórnie,
A zewsząd jak bluszcz się pną –
Nierozumnie.

Listy – epistolarna sztuka,
Tyle nauk,
Eseje – jakby dla wnuka,
Halnym powiało.

„Czyim to jestem wymysłem”,
Pomysłem czyim, utrapionym,
W pracowni Pana kipią tygle,
Proporcje – wyważone?

A ja – cóż ja,
Źdźbło, mrówka, kropla,
Wciąż inny i taki sam,
Na dziwnych trajektoriach.

Turni nie zabiorą,
Wichrów nie schowają,
Nocą jakby listopadową
Żywioły się wadzą i wołają.

Bednarek zdaje się dużo mówić. Patrząc na ilość wierszy, które trafiły do kącika literackiego można śmiało założyć, że do powiedzenia w poezji ma sporo. Podobać mogą się w tym przypadku wiersze, które wyrastają z pozornie banalnych czynności, takie jak na przykład picie coli. To w takich formach wierszy można mówić o kunszcie poety, który w bardzo misternie zawiązanej historii przemyca również odwieczną problematykę własnego istnienia w świecie, który przecież nie jest mu dany na zawsze. Takich wierszy nie brakuje w tomiku pt. „Mówię”.

Ostatnia cola

To ostatnia cola tego lata,
Wkrótce będzie chłodniej, gardło może boleć,
Nadejdzie jesień, w kolory przebogata,
Popłyną za oknem symfonie, parasole.

I cóż ci, miła, powiedzieć mogę,
Gdy życie kłębi się jak kłębek
I tyle wątków w splątanej wełnie,
Że nie pomoże żaden mędrzec.

I cóż ci, miła, mogę powiedzieć,
Gdy życie plącze się jak motek
I tyle nurtów w splątanej wełnie,
Że nie pomoże żaden kotek.

Gdy w oczach niosą tylko banknoty albo bilon,
Wszędobylskie zło dusi jak chwast,
Cóż może człek nad książkami pochylon:
Walczyć o prawdę czy już tylko trwać?

Cóż z tego, że to walka tak samotna,
Widoków na zwycięstwo nie widać wcale,
Przyjdzie do ogrodu mądra kotka,
Zamruczy z zachwytem jak na biennale.

Wszystko już jasne jest jak słońce,
Co bonifikaty rozdaje i premie,
Wiążemy jakoś koniec z końcem,
Wiążemy buty i nadzieje.

To ostatnie cola tego lata,
Stygną poranki, zachody gdzieś płyną,
Zbawienna mgła jak szal nas otacza,
Nadchodzi czas herbat z cytryną.

I cóż ci, miła, powiedzieć mogę,
Te dziwną prawdę jak jabłko i jeż,
Kto przyjacielem dziś, kto wrogiem ?
Tego nie zgadnie nawet wieszcz.

I na koniec wiersz Bednarka nieprzypisany do żadnego z prezentowanych tomików. Wiersz, który można śmiało zaklasyfikować do liryki wyznania bezpośredniego. Bednarek jako życiowy wędrowiec zdaje sobie bowiem sprawę z upływu czasu, który nieuchronnie wprowadza go na ścieżkę ku jedynej pewnej w życiu każdego z nas. Świat zapisywany po drodze łechce człowieczeństwo i pozwala z pewnością na pogodzenie się z tym, co nadejdzie.

(Nigdy nie obejdę się bez tego...)

Nigdy nie obejdę się bez tego lasu,
przestrzeni,
księżyca, co wschodzi na niebo,
strumieni,
bo jakoś mi łatwiej, jakby
z przyjaciółmi,
których mniej ostatnio, my -
dumni.

Wędrówek moich całe tomy,
ogromne,
balatony jezior, ujścia rzek,
a wszystko - przytomne,
tyle rozterek, udręk, pytań, po to
życie dane,
byś jak topielec brzytwy się chwytał
co rano.

Rano, jak rana, a są i wieczory,
wcale nie dziwne,
kiedy się nurtów zbiera piana
i stygnie,
powoli wtapiasz się w zmierzch,
jak ja,

Taka bywa treść zwykłego dnia.

Czas marzeń przedsennych, rachunków,
statystyk,
nokturn słychać jesienny, płyniemy
na Styks,
a więc wyłoń się, miłości, z obrazów
i dymu,
przecież byłaś potrzebna nie tylko
dla rymu.

Co jest, to jest, co było, to było,
było,
Czas się jeży jak zwierz, a co za
szybą,
nie wesele, nie chochoł, dziennikarz,
Wyspiański?
Mruży drwiąco oko jakiś bies
bezpański.

Marcin Szyndrowski

Dodaj komentarz

Komentarze

Nie ma jeszcze żadnych komentarzy.

Stwórz łatwo własną witrynę internetową z Webador