SZEMRANY CICHOSTAN WOJCIECHA SZUNIEWICZA

Opublikowano w 4 listopada 2025 15:50

Wojciech Szuniewicz (ur. 1962) jest osobą dobrze znaną w powiecie krotoszyńskim. Przez 18 lat kierował bowiem kulturą jako dyrektor Krotoszyńskiego Ośrodka Kultury w Krotoszynie. Pamiętam jedną z naszych ostatnich rozmów przed przeprowadzką do Warszawy, podczas której podsumowywał kulturalne działania w Krotoszynie. Dla kultury i jej promocji robił bowiem wiele.

Chciał wynieść ją na wyżyny i w większości mu się to udawało, bo głosów chwalących jego działania, oczywiście, nie brakuje do dziś. Są jednak i tacy, którzy zarzucali mu odcięcie się od lokalności na rzecz promocji kultury wysokiej niedostępnej dla zwykłego zjadacza chleba. Mowa oczywiście o rezygnacji z Dni Miasta na korzyść cyklicznych imprez pt. „Więc Wiec”, gdzie mogliśmy oglądać gwiazdy polskiej sceny muzycznej m.in. z Katarzyną Nosowską z Hey czy Lechem Janerką na czele, nie wspominając o występach Organka czy Chóru Czarownic. Imprezy oczywiście utrzymały się w mieście po dziś dzień, co cieszy muzykofilów wszelakich.

Za czasów dyrektora „Szu” chętnie promowano też niezależność i zapraszano do Krotoszyna twórców, którzy dopiero co zaczynali swoją przygodę z kulturą. Liczne wystawy, eventy i znany wszystkim bardzo dobrze wydarzenia takie jak: Busker Bus, czyli Festiwal Artystów Ulicznych to pozycje, które bardzo mocno wrosły w świadomość mieszkańców Krotoszyna. Po części są również dziś kontynuowane.

Mało kto pamięta, ale Szuniewicz był jednym z członków istniejącej w latach 1981-1987 Osobnej Grupy Literackiej „Poboki” (o grupie zbieram wciąż materiały do książki – przyp. autora), gdzie pisał swoje wiersze. Te znalazły się w tomiku pt. „POBOKI – Dochodzimy do siebie” – Oficyna „OKO”/KOK Krotoszyn, 1986. Tomik, który ukazał się w liczbie zaledwie pięciuset egzemplarzy jest trudno dostępny. Dzięki Paweł Władysław Płócienniczak udało mi się jednak zdobyć tego „białego kruka”. Z wielką przyjemnością mogę zatem przyjrzeć się młodzieńczej twórczości Wojciecha Szuniewicza.

Swoją obecność w tomiku Szuniewicz zaznaczył liryką codzienności, gdzie realia wspomnianych lat mieszają się z poezją niczym haust zimnej wódki nostalgicznie skręcającej ku relacjom międzyludzkim i wglądem w samego siebie. Dużo w wierszach muzyki. Wojtek, jako najmłodszy z „Poboków”, proponuje spojrzenie na świat z perspektywy wnikliwego obserwatora, dla którego zwykłe czynności takie jak: palenie papierosa w oknie czy też podróż taksówką stają się polem do literackich rozważań. To tam „łapie” mimowolnie obrazy, który zamyka w wersach niedopowiedzianych historii na temat ludzkiej egzystencji. Ciekawe zestawienia słów i metaforyka powodują, że wiersze dotykają esencji kultury jako sztuki, w której codzienne czynności powodują, że staje się ona mniej dostępna dla tych, którzy jej kompletnie nie czują i nie rozumieją. Dobrym przykładem jest wiersz pt. „CAŁY TEN JAZZ”.

Już ciebie Ptaszynie zniszczono!
Widziałem to, gdy moje dwie sąsiadki
kaczkę – ptaka białego zarzynały!
Symfonia dźwięków twej improwizacji
zagłusza ciężkie gdakanie kaczki
No cóż? Będzie czerninka
i dobra pieczeń…
A MUZYKA? A JAZZ!!!
Ludzie liczcie się z tym,
że z kaczkami symfoni nie wydobędziecie!
Cóż że w człowieku odzywa się iluzja,
gdy siedząc w oknie jak małpa
wchłaniając upojne swingi jazzu
zobaczyłeś jakby ducha Ptaszyna
w półmartwej sylwetce kaczki
Zrozumiałem jak twoje synkopy
i rozmarzoną dodekatonię!
Ale bez kaczki jakoś smętniej…
Ptaszynie, czy jesz drób?

Nieoczywiste pytania i inwersja powodują, że poezja Szuniewicza staje się nieoczywista i trudna w odbiorze. Z jednej bowiem strony mamy do czynienia ze słowami z pozoru prostymi. Z drugiej natomiast, rozrzucenie słów w kolejnych wersach powoduje zupełnie inne odczytanie znanych toposów, w których uwidacznia się kompozycyjny zamysł poety. Sporo w wierszach Szuniewicza tęsknoty za bliżej nieokreślonym lub nieokreśloną. Tak jakby poeta zdawał sobie sprawę, że z każdym dniem coraz bardziej zbliża się do nieuchronności własnego losu. Dobitnie sugeruje to w wierszu pt. „coraz”.

czy to już miłość
czy niepewność
może czas
daje życie
tęsknocie
w nienazwaniu
wnikanie w nią
zaklętą
w źrenicy
wilgotnego żalu
w zatrzymany gest
w spojrzenie nieruchome
sam dokładam
do ognia
jest coraz…

Egzystencjalne rozterki kontynuuje Szuniewicz w kolejnych wierszach, gdzie oprócz archetypicznych wędrówek dochodzi jeszcze fascynacja przyrodą. Ta, miast pozwolić odpocząć od natłoku codzienności, zdaje się tylko potęgować wewnętrzne rozdarcie podmiotu lirycznego. W wierszu pt. „gdy biegnę (ku górom)” metafory nabierają zatem całkiem realnych kształtów. Widzimy w nim bowiem człowieka z krwi i z kości, który „łapie” każdą chwilę własnego jestestwa.

a ty oglądaj szczęśliwa
rozpłomieniona szczyty
chwytaj płatki śniegu
i oddalaj niepokój
teraz masz przestrzenie
poranne mgły
co tak nieskazitelne
że zapominasz…

coraz częściej chcę żyć
wbrew krwiobiegowi twego braku
patrzę na dłonie…

niepewność igra każdym
niedopałkiem papierosa
przegryzionym jabłkiem
krokiem
ku upływowi czasu

gdy czujesz ciepłe
promienie słońca
i przymykasz oczy
czy pod powiekami
masz tylko czerwień słońca…?

O chwili złapanej w sidła poetyckie, niczym podróż wspomnianą taksówką, pisze z kolei Szuniewicz w wierszu pt. „7382”. Wiersz niebanalny, bowiem poeta proponuje pozorny dialog z drugą osobą, a nawet samym sobą. To właśnie w tym wierszu najpełniej czuć ten literacki „szemrany cichostan”. Szuniewicz wypowiada bowiem słowa, które tkwią w nim dogłębnie licząc na to, że z pozoru banalnej sytuacji może wykiełkować coś więcej. Próba zachwytu miesza się z codziennością – zbyt zmęczoną i zbyt szybką by móc cokolwiek spuentować. Pocieszeniem staje się fakt, że podobnie jak budzące się do życia drzewa obudzi się również podmiot liryczny. I trochę wpływów T. S. Eliota czuć w tej literackiej perełce z pewnością.

w milczeniu
- zgaś tę lampę
o teraz lepiej
za ciasno

szemranie cichostan

- wiesz, nigdy jeszcze
tego nie mówiłam…
nikt o tym nie wie
- no, - - dobrze mi teraz

spocił się budzik
ciepłe chwile

czas
szósty zmysł
zatupał

biały Fiat – numer boczny 7382
- wsiadasz
- nie, jeszcze trochę…

obudziły się drzewa

- hej!

niech się tobie przyśnię! … kolorowa

śnił o śnie
o łomoczącym zadziwieniu

Perspektywa czasu zaciera się w poezji Szuniewicza dość mocno. Liryczne sytuacje ukazują człowieka zagubionego we własnym postrzeganiu rzeczywistości, która bardzo często jest dla niego niezrozumiała i trudna. To jednak nie zatrzymuje go od podążania własną ścieżką w kierunku innych ludzi w jego życiu. W kolejnych dwóch wierszach: „xxx” oraz „odbicie” widać olbrzymią potrzebę podmiotu lirycznego do bycia z innymi, do koegzystencji, która uświadamia czytelnikowi potrzebę współtworzenia świata, który poniekąd staje się theatrum mundi.

pędziłem do ciebie
czasem niecierpliwym
zachłannym
by w twe włosy
zanurzyć niepewność
napatrzeć się tobie
pantomimę dłoni
rozniecić
Cerberowi czasu
założyć kaganiec
by radości
było za ciasno
i krzyknąć
ciebie już nie widząc
oczekiwane słowo…

„odbicie”

spoglądasz na mnie
z fotografii
coraz to inaczej…
poznaję cię…
pragnę dotknąć
twych włosów
czoło przebiec
koniuszkiem palca
dosięgnąć ust

wyjdź do mnie
usiądź obok
albo na kolanach
dotknij mych włosów
czoło przebiegnij
koniuszkiem palca
dosięgnij ust…

Marcin Szyndrowski

fot. Paweł Władysław Płócienniczak

(zdjęcie zostało wykonane w 2015 roku podczas koncertu charytatywnego w krotoszyńskim kinie podczas imprezy charytatywnej „VIP-y śpiewają”)

Dodaj komentarz

Komentarze

Nie ma jeszcze żadnych komentarzy.